Geoblog.pl    rafalsitarz    Podróże    Sri Lanka - z północy na południe.    Na dobry start nocleg pod kościołem.
Zwiń mapę
2012
22
sie

Na dobry start nocleg pod kościołem.

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Startujemy z wyjazdem w Negombo. Ciekawy jest fakt że bilety kupuje się na wielu serwisach przewoźników do stolicy, ale faktycznie ląduje się około stu kilometrów od Colombo. Blisko? Może i tak, tyle że w tym kraju nie liczy się odległość, ale czas potrzebny na do jej przebycia. Sto kilometrów? Trzy godziny powinny starczyć aby dotrzeć do Colombo. Po kilkunastu godzinach w podróży ten mały dodatek podróżniczy może być zabójczy. Dlatego planujemy zaklimatyzować się i zatrzymać w Negombo przez dwa, może trzy dni i nacieszyć słońcem zanim zapakujemy plecaki i ruszymy w głąb wyspy.

W Negombo lądujemy późno w nocy. Nie mamy jeszcze wizy, ale można ją nabyć na miejscu. Okazuje się, że jest to czynność dosyć czasochłonna. Po odstaniu w godzinnej kolejce i wydaniu pierwszych dolarów możemy udać się do odprawy. W kolejkach na lotnisku mają pierwszeństwo lokalni. Bez względu na to ile się czeka, to miejscowy zawsze jest proszony poza kolejką turystów. Fajnie, przyjemnie na początek.

Po półtorej godzinie ruszamy z dobytkiem w kierunku przystanku autobusowego. Nie jesteśmy pewni czy busy jeszcze kursują, ale o trzeciej w nocy jest na to mała szansa. Pozostaje transport taksówką. Z tym nie ma problemu, negocjujemy z pierwszym napotkanym taksówkarzem, nie pokazując mu specjalnego zainteresowania jego usługami (a tak naprawdę mamy świadomość, że tylko on może nam pomoc wydostać się do miasta) zbijamy cene do kwoty, która jest zbliżona do oczekiwanej i ruszamy. Chcemy się dostać do ‘tourist area’ w której mamy nadzieję znaleźć, pomimo poźnej pory nocleg. Kierowca jedzie pustymi, słabo oświetlonymi ulicami. Po kilkudziesięciu minutach podróży, zabudowa się zagęszcza. Niskie, przeważnie murowane domki poprzyklejane do siebie w sieci wąskich uliczek wyglądają na opuszczone. Driver pokazuje ze jesteśmy mniej wiecej na miejscu. Teraz trzeba znaleźć hotel na te kilka godzin, które pozostały do świtu. Miasteczko wygląda na wymarłe. Na ulicach tlą się gdzieniegdzie latarnie, ale w domach ciemność, pozaciągane okiennice. Cisza, ciemność, brak jakichkolwiek oznak życia. Miasto-widmo. Kierowca puka do drzwi jednego z domów. Słychać krzyki (właściciel nie jest chyba zachwycony) więc ruszamy do drugiego domku. Po dłuższej niż krótszej chwili otwiera nam mocno zaspany mężczyzna ubrany w tradycyjna ‘sukienkę’ – sarong znaną nam z okolic Kerali w Indiach. Sarong jest długą chustą wiązaną w pasie. Gdy istnieje potrzeba jej właściciele błyskawicznie wiążą ją miedzy nogami i tworzą w ten sposób luźne krótkie spodenki. W tym przybytku są wolne pokoje. Właściciel proponuje 40 USD za pokój bez okien, klimatyzacji – samo łóżko. Pomimo tego że jest już czwarta nad ranem i pokój się raczej nie wynajmie, to próby negocjacji za półtorej doby za 60 USD (co i tak jest rozbojem w biały dzień) spełzają na niczym. Zapewne doliczana jest solidna prowizja dla taksówkarza. Podobna sytuacja powtarza się w dwóch kolejnych domach. Widać że miejscowi wierzą że sytuacja zmusi turystę żeby przepłacił kilkukrotnie przyciśnięty późną godziną i zmęczeniem. Nie. My jestesmy z Polski, my sie nie damy.

Do świtu pozostało już niewiele czasu i wierzymy że z nastaniem dnia ceny noclegów spadną drastycznie, a w okolicy otworzy się wiele obecnie niewidocznych hosteli, guest houseów i punktów przyjaznych przyjezdnym. Za punkt w którym przeczekamy noc wybieramy… kościół. Rozkładamy się przy ogrodzeniu z naszym dobytkiem, siadamy na plecakach i czekamy. Nowe doświadczenie – nocleg pod kościołem.

Około godziny piątej nad ranem na dziedzińcu kościoła zaczynają się gromadzić pierwsi wierni. Dzisiaj jest niedziela więc jak widać msza rozpocznie się jeszcze przed wschodem słońca. W nocy tempertatura zbliża się do trzydziestu stopni, tak więc tak wczesna pora jest idealna do wyjścia na zewnątrz. Wszystkie kobiety są ubrane identycznie w długie spódnice i białe luźne koszule. Włosy upięte z tyłu i ozdobione kwiatami. Jak widać jest to panujący i ogólnie przyjęty strój galowy. Mężczyźni prezentują się zdecydowanie gorzej. Ubrani w tradycyjne sarongi, na nogach sandały, a do kompletu wygniecione koszule. Taka koszmarna pozostałość po czasach kolonialnych i spadek po Anglikach. W przypadku Hindusów (i jak widać mieszkańców wyspy także) koszula nie nadaje elegancji, a tworzy dziwny, nienaturalny komplet sprawiający że ich właściciele wyglądają jak biedacy bez względu na jakość stroju.

Przychodzący do kościoła patrzą na nas ukradkiem – jesteśmy główną atrakcją. Sama msza, jak się nam wydaje, ma podobną strukturę do europejskiej, tyle że jest w zdecydowanie bardziej radosnym tonie, ludzie głośno śpiewają, klaszczą. Kolejni wierni dojeżdżają skuterami i parkują na dziedzińcu obok nas rzucając nam zaciekawione spojrzenia. Gdy zza domów przebijają się pierwsze promienie słońca okazuje się że kościół stoi nad samym brzegiem morza. Początek dnia to sygnał aby poszukać noclegu na noc która dobiegła końca. Na ulicach pojawili się pierwsi przechodnie, miasteczko powoli się budzi. Kilkadziesiąt metrów za kościołem trafiamy na pierwszy guest house. Krótkie negocjacje, zbicie ceny i za kilkanaście dolarów za dobę mamy zakwaterowanie na pierwsze dni naszego pobytu na Sri Lance. Upór w stylu ‘made in Poland’ pozwolił nam zaoszczędzić kilkadziesiąt dolarów. Mądry wybór? Trudno powiedzieć, ale ambicjonalnie wygraliśmy pierwszą rozrywkę i pierwszy raz w karierze spędziliśmy noc pod kościołem. Podróże kształcą.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 19 komentarzy19 627 zdjęć627 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
27.10.2012 - 27.10.2012
 
 
10.10.2012 - 10.10.2012
 
 
22.08.2012 - 14.10.2012