Geoblog.pl    rafalsitarz    Podróże    Sri Lanka - z północy na południe.    Dawna stolica wyspy - Kandy
Zwiń mapę
2012
31
sie

Dawna stolica wyspy - Kandy

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Kandy
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7692 km
 
Dalada Maligawa czyli Świątynia Zęba to najważniejsza budowla na Sri Lance. Położona nad jeziorem Kandy budowla jest miejscem przechowywania jednej z najświętszych relikwii buddyzmu - zęba Buddy (dokładniej to lewego górnego siekacza, który według legendy uniósł się nad stosem na którym było palone ciało Nauczyciela sugerując chęć zostania na ziemi). Zgodnie z tradycją osoba posiadająca relikwię miała prawo do panowania nad wyspą. Podczas wojen mieszkańcy myśleli przede wszystkim o chronieniu relikwii i za wszelką cenę walczyli o utrzymanie jej na wyspie i wyłączając krótki okres gdy została przeniesiona do Indii to im się udało. Z turystycznego punktu widzenia nie obiecujemy sobie zbyt wiele jeżeli chodzi o zwiedzanie świątyni, ale nie wypada tego miejsca ominąć. Trzy razy dziennie odbywa się puja - czyli modlitwy, składanie ofiar podczas których otwierany jest pokój gdzie leży schowany ząb. Po zachodzie słońca turyści mogą wejść do środka i zobaczyć wewnątrz kaplicę, tak więc wieczorem idziemy pod świątynię.

Białe budynki świątynne leżą w centralnym punkcie Kandy. Zabudowania są zdecydowanie większe niż się spodziewaliśmy, chociaż nie oznacza to, że można je uznać za masywne. Przy wejściu do świątyni panuje dosyć poważne zamieszanie. Ze środka dobiegają dźwięki bębnów i piszczałek. Widząc napis, że w butach nie wolno wchodzić i nie chcąc się przepychać do przechowalni, bierzemy je w ręce i wchodzimy po schodach. Trudno powiedzieć czy to wejście, czy wyjście, ale idziemy. Na górze strażnik ubrany w tradycyjny, odświętny strój kończy naszą wędrówkę odsyłając na dół do kasy ukrytej za przechowalnią butów i bagaży. Tłum wchodzi i wychodzi z budynku, wszyscy chcą zdążyć przed zamknięciem sali z zębem. Nagle, gdy jesteśmy w połowie drogi do przechowali, słychać wrzaski, odwracamy się i gruby przewodnik krzyczy coś chyba do nas po miejscowemu. Na początku nie wiadomo o co mu chodzi, ale co jakiś czas bełkocze "teekeet", więc wynika, że próbuje nam przekazać że trzeba kupić bilet. Dziękujemy i gdy odwracamy się w kierunku kas dostaję cios pięścią w plecy. Gość macha rękami jak wiatrak, męczy się mówiąc pojedyncze słowa po angielsku. Po chwili pojawiają się jego turyści - chyba Francuzi z jego grupy. Próbuje się chłop popisać, ale trudno stwierdzić czym. Robi się awantura. Krzyczymy do siebie radośnie wiedząc, że raczej się nie porozumiemy (okazuje się że nie jest biegły w polskim). Chcemy wezwać strażnika, żeby zaopiekował się przemiłym przewodnikiem. Odpuszczamy i idziemy po bilety. Spodziewając się że w środku może być niewiele do zobaczenia, decydujemy się na wejście dla jednej osoby. Zostawiamy buty i wracamy do wejścia. Nasz ulubiony przewodnik dalej się drze i podbiega. Odchodzimy kilka metrów i łapiemy przy budce z informacją strażnika w mundurze i podchodzimy do pana. W dalszym ciągu macha rękami i bełkocze o biletach. Pokazujemy bilety strażnikowi i mówimy żeby faceta zabrali. Zaczyna się dyskusja. Gdy strażnik wraca na chwilę do budki to bohater-przewodnik najpierw chowa się za zbierającą się na dole grupą, aż w końcu szybkim krokiem odchodzi w kierunku parkingu. Gdy strażnik wraca to po panu nie ma już śladu. Lokalni przewodnicy są jak widać interesującą grupą zawodową na wyspie.

Do środka wchodzi się przez krótki obłożony malowanym drewnem tunel. Na parterze przy samym wejściu znajdują się na lekkim podwyższeniu metalowe, zdobione drzwi przed którymi stoi ubrany na biało strażnik. U stóp schodów dwóch muzyków głośno gra na piszczałce i bębnie. Wzdłuż krótkich schodów stoją ustawione olbrzymie kły słoni. Wyczuwalna jest odświętna atmosfera. Z wcześniej oglądanych zdjęć wnioskowaliśmy, że właśnie za tymi drzwiami znajduje się relikwia. Jednak nie. Trzeba wejść na piętro. Na górze znajduje się dosyć nieduże (jak na tej wagi świątynię) drewniane pomieszczenie w kształcie odwróconej litery 'T'. Po środku znajduje się ołtarz zasypany kwiatami nad którym czuwa kapłan, a wzdłuż ścian siedzą wierni czekając w kolejce, aby zobaczyć przez chwilę szkatułkę z zębem. Kolejka nie jest długa, lecz posuwa się dosyć wolno. Relikwia jest przechowywana w składającej się z siedmu części złotej szkatułce w kształcie dagoby. Tylko specjalni goście mogą zobaczyć relikwie, a zwykłym śmiertelnikom zostaje widok opakowania, któremu nie wolno robić zdjęć. Faktycznie całość prezentuje się okazale, ale po 20 sekundach jest się przepychanym dalej. W budynku świątynnym znajduje się jeszcze kilka pomieszczeń z ołtarzami, ozdobionymi kośćmi słoniowymi i zasypanymi kwiatami. Na kilku z nich znajdują się karteczki z prośbą o nie wąchanie kwiatków przeznaczonych dla Buddy. Na tarasie znajdującym się nad dolną częścią świątyni palą się kadzidła i wierni palą świeczki. Przy dźwiękach bębna i piszczałek przyjemnie zwiedza się świątynię, ale po maksymalnie 20 minutach (nie licząc kolejki) następuje koniec. Wiele w środku nie ma do zobaczenia, a wartość świątyni wynika zdecydowanie ze znaczenia jakie ma dla wiernych. Jednak jeżeli jedzie się przez wyspę to nie wypada tutaj nie przyjechać.

Kandy jest jak na warunki Sri Lanki dużym miastem, jednak oprócz Świątyni Zęba, jeziora, oraz kilku pomniejszych zabytków nie ma wiele więcej do zaoferowania. Zdecydowanie wolimy mniejsze miejscowości i wioski, tak więc chcemy jak najszybciej wydostać się z miasta. Robimy wycieczkę po mieście łącząc ją z wizytą na dworcu kolejowym. W końcu będziemy mogli poruszać się pociągami. Po mieście jeżdżą stare, zdezelowane, ale nadal sprawne autobusy. Kandy sprawia wrażenie starego, niedoinwestowanego od długiego czasu, ale zadbanego kolonialnego miasta. Wizyta na targu, kilku sklepach z pamiątkami (ceny w żadną stronę nie są akceptowalne - zbyt wiele w tym miejscu spotyka się grup zorganizowanych), a następnie zakupy w doskonale zaopatrzonych sklepach z tkaninami. Oferowane na wyspie materiały charakteryzują się wysoką jakością, szerokim wyborem i niskimi cenami (w porównaniu z Europą). Kupujemy firanki do całego mieszkania i idziemy na dworzec kolejowy. W tym miejscu czas się zatrzymał. Brakuje tylko brytyjskich dżentelmenów w cylindrach i dam w sukniach. Stare zegary, drewniane kasy biletowe i zabytkowe tablice informacyjne. Wejście na perony bez biletu grozi karą w wysokości kilku złotych. Dalszy plan to wizyta na Szczycie Adama - Adam's Peak, a następnie jazda na plantacje herbaty. Kupujemy bilety do Dalhousie, wracamy pod górkę do hotelu i jesteśmy z powrotem na dworcu. Koniec odwiedzin w większych miastach na kilka kolejnych dni.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 19 komentarzy19 627 zdjęć627 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
27.10.2012 - 27.10.2012
 
 
10.10.2012 - 10.10.2012
 
 
22.08.2012 - 14.10.2012