Geoblog.pl    rafalsitarz    Podróże    Przyjemne podróżowanie po Chinach? Niemożliwe!    Wielki Mur w Mutiyan
Zwiń mapę
2012
16
lut

Wielki Mur w Mutiyan

 
Chiny
Chiny, Pekin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6938 km
 
Pora na zwiedzanie Wielkiego Muru. Przed przyjazdem do Chin przeciętnemu turyście wydaje się że słynna konstrukcja jest dosłownie wszędzie, a pewnie przebiega także przez centrum Pekinu. Nic bardziej mylnego. Aby wspiąć się na Wielki Mur trzeba wydostać się ze stolicy i przejechać około stu kilometrów. Tylko fragmenty fortyfikacji nadają się do zwiedzania, a najbardziej popularna z nich znajduje się w Badaling. Właśnie tam organizowane są najczęściej wycieczki z biur podróży, a warto dodać że także najłatwiej do niej dojechać. My decydujemy się na wypad do innego także dosyć popularnego miejsca, chociaż trudniej dostępnego (co gwarantuje mniejszy tłok) znajdującego się w miejscowości Mutiyan.

Budowa Wielkiego Muru rozpoczęła się w III wieku p.n.e. na rozkaz pierwszego cesarza Chin - Qin Shi Huanga. Konstrukcja była częściowo niszczona i odbudowywana, ale obecną formę przybrała dopiero w XV wieku za panowania dynastii Ming. Warto dodać że poza aspektem psychologicznym w postaci pokazania potęgi władców Chin to Mur nie spełnił nigdy w pełni roli obronnej do jakiej został zaprojektowany. Faktycznie bronił fragmenty Jedwabnego Szlaku, ale z racji długości fortyfikacji nie był w stanie powstrzymać długotrwałego oblężenia zorganizowanych armii. Chronił jednak państwo przed częstymi i chaotycznymi atakami plemion z północy, a ponadto pełnił funkcję wczesnego ostrzegania przed nieprzyjacielem.

Razem z Magdą i Jackiem ruszamy wczesnym ranem pekińskim metrem na przystanek autobusowy z którego odjeżdżają busy na peryferie miasta. Bez problemu docieramy na miejsce i porównując znaczki na przystanka z tymi w przewodniku wysiadamy daleko za miastem. Robimy profilaktycznie zdjęcie przystanku żeby później mieć ewentualny punkt zaczepienia do powrotu. Na przystanku obsiadają nas przewoźnicy. Znamy cenę którą powinniśmy zapłacić i udaje nam się znaleźć dwóch panów, którzy za zbliżoną do naszych założeń opłatą są skłonni zawieść nas do Mutiyan. Bierzemy dwa samochody i dobieramy przygodnych turystów do kompletu aby podzielić koszty.

Jedziemy kilkadziesiąt kilometrów i dojeżdżamy do długiej ulicy obstawionej straganami nad którą widać w oddali fragmenty Muru. Przewoźnicy chcą na nas zaczekać bez dodatkowych opłat, więc mamy od razu zapewniony transport w drugą stronę. Bilety występują w kilku opcjach. Można wykupić tylko wejściówkę, ale trzeba w tym przypadku odbyć około dwugodzinną wędrówkę pod górę. Istnieje także możliwość wjechania kolejką linową. Pozostaje kwestia dostania się na dół. Ponownie kolejka jest jedną z opcji (o schodzeniu lepiej nie wspominać), ale można także zjechać na dół na saneczkach. Ostatnia opcja jest najdroższa, ale wygląda najciekawiej. Pakiet za jedną osobę to wydatek około stu złotych, ale biorąc pod uwagę że jest to jeden z cudów świata to cena nie jest wygórowana.

Na straganach mamy w ofercie cały asortyment tandety turystycznej, której część jest tak kiczowata, że może się nawet podobać. Pomijając długą listę przedmiotów związanych z Mao - od orderów i czerwonych książeczek ze złotymi myślami przewodniczącego po zabawki, ubrania, rzeźby i malowidła. Przed wjechaniem na górę zaopatrujemy się w wodę i zamawiamy naleśniki w budce. Na szybie wisi cena dwadzieścia juanów i spis tego co jest w ofercie (szok bo po angielsku). Bierzemy dwie sztuki i czekamy aż kobiecinka je przygotuje. Daje nam placuchy i pisze na kalkulatorze że chce sto pięćdziesiąt juanów. Promocja. Cena z czterdziestu skacze na sto pięćdziesiąt co daje kwotę za którą można zjeść w cztery osoby przyzwoity obiad. Pokazujemy cennik, a ona się cieszy i pokazuje że chce sto pięćdziesiąt. Po kilku minutach pomimo głodu walimy naleśnikami o ladę i idziemy na Wielki Mur. Jednak siedemdziesiąt złotych za dwa naleśniki w budce na ulicy to za dużo.

Jedziemy kolejką linową do wejścia na Wielki Mur. Uśmiechnięty staruszek proponuje nam wodę dwa razy droższą niż na dole śmiejąc się, że jak nie kupimy to dalej będzie droższa o kolejne dwa razy. Pomimo tego że słońce skryło się za gęstą zawiesiną chmur i smogu to upał poważnie daje się nam we znaki. Wielki Mur jest jak nazwa wskazuje wielki. Według założenia miał być na tyle szeroki aby mogło się na nim zmieścić sześciu jeźdźców na koniach, chociaż nie wydaje się to nam możliwe (najwyżej że jeździliby na owczarkach niemieckich). Wieże strażnicze zostały rozmieszczone od siebie w odległości dwóch strzałów z łuku, aby cały odcinek pomiędzy nimi mógł być chroniony. Na każdej z nich mógł zostać rozpalony ogień, tak aby zawiadamiać o niebezpieczeństwie. Sama konstrukcja Wielkiego Muru nie wprawia w zachwyt pomimo swojej monumentalności. Natomiast szacunek należy się budowniczym za wysiłek. Mur jest miejscami bardzo stromy, tak że trzeba się po nim przemieszczać po długich, stromych schodach. Konstrukcja to wznosi się na wierzchołki gór, to opada kilkadziesiąt metrów w dół. Przejście kilku kilometrów w upale jest sporym wysiłkiem. Podobnież co roku jest organizowany the Great Wall Marathon, który może być cięższy niż pierwowzór.

Idziemy trasą w górę i w dół zatrzymując się w wieżach strażniczych, a czym dalej od wejścia tym mniej chętnych do spacerów. Mijamy kilkukrotnie identycznie poubierane dzieciaki z tobołkami które na czworakach wdrapują się po schodach. Zauważamy że są kimś w stylu naszych harcerzy i roznoszą wodę do sprzedawców rozlokowanych na Murze. Dzieciaki nie są szczęśliwe. Fragment w Mutyian jest doskonale zachowany, a może nawet zbyt dobrze, bo wygląda jakby powstał kilka lat temu. Po mniej więcej trzech godzinach dreptania i wypiciu kilku litrów wody kierujemy się do miejsca w którym możemy zjechać na saneczkach na dół. Kolejka ciągnie się i zakręca kilkukrotnie. Naturalnie dwóch pasażerów wchodzi z kolejki, a trzech przepycha z boku. Chińczycy są mistrzami bezczelności. Sam zjazd trwa parę minut i jest dosyć przyjemny. Warto spróbować, chociaż nie wiemy czy jest wart swojej ceny i czekania w godzinnej kolejce. Po zrobieniu zakupów na straganach ruszamy z naszymi przewoźnikami w kierunku Pekinu, aby złapać autobus do centrum miasta.

Będziemy żegnali się z Pekinem na dłuższy czas. Planujemy jednodniowy wyjazd do cesarskiej posiadłości w Chengde na północ od stolicy, a następnie podróż na południe Chin. Zanim jednak gdziekolwiek się wydostaniemy musimy zakupić bilety na pociąg. Dojeżdżamy na sporej wielkości dworzec z obudowaną jeszcze większą halą z kasami biletowymi. Okienek bez liku, ale tylko w jednym pod numerem szesnastym obsługują obcokrajowców. Stajemy w ogonku. Na wielkiej tablicy są wyświetlone niezbędne informacje, ale nic nam to nie daje bo tylko po chińsku. Po godzinie kupujemy bilety, ale bez miejscówek. Trudno.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 19 komentarzy19 627 zdjęć627 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
27.10.2012 - 27.10.2012
 
 
10.10.2012 - 10.10.2012
 
 
22.08.2012 - 14.10.2012