Geoblog.pl    rafalsitarz    Podróże    Przyjemne podróżowanie po Chinach? Niemożliwe!    Chengde
Zwiń mapę
2012
19
lut

Chengde

 
Chiny
Chiny, Chengde
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7115 km
 
Jedziemy do Chengde oddalonego o około sto dwadzieścia kilometrów od Pekinu. Wczesnym rankiem docieramy na dworzec główny, aby zapoznać się z instrukcją obsługi chińskich pociągów. Od razu przy wejściu zostajemy przeszukani, bagaże prześwietlone, a bilety sprawdzone. Bez ważnego biletu na dworzec się nie wejdzie. Jak w 'Misiu" Barei. Nazwy miast i miejscowości podawane na tablicach świetlnych są tylko w krzakach, ale na szczęście numery pociągów i godziny już nie. Na bilecie jest nazwa miasta także po chińsku więc w ostateczności można porównywać obrazki. Zostajemy wpuszczeni na halę odjazdów, a właściwie wygląda to jak poczekalnia na lotnisku z bramkami. Na perony można wejść najwcześniej dwadzieścia minut przed odjazdem pociągu. Dzięki temu na peronach jest spokój i porządek, ale w poczekalni rozgrywa się wojna na łokcie. Znajdujemy odpowiednią bramkę i czekamy. Około półgodziny przez planowanym odjazdem pociągu przy bramce rozpoczynają się roszady i przepychanki. Gdy otwarte zostaje wejście na peron to Chińczycy zaczynają się tratować. Wszyscy napierają i kolejka zmienia się w bezładną plątaninę rąk, nóg i toreb. Na peronie wszyscy sprintem biegną do swoich wagonów. Też biegniemy - pewnie wiedzą co robią. Dobiegamy do wagonu, znajdujemy wolne miejsca i siedzimy jeszcze przez piętnaście minut zanim pociąg odjedzie. Inni pasażerowie podobnie. Po co było się przepychać i biec? Jeden Chińczyk biegnie to reszta też. Wyścig szczurów. Na szczęście nikt się nie zgłasza na miejsca które wybraliśmy więc możemy wśród ciekawskich spojrzeń innych pasażerów zdrzemnąć się przed przyjazdem do Chengde.

Wysiadamy na stacji na której są znaczki podobne do tych które mamy na biletach. Chyba dobrze. Ktoś przegania od razu podróżnych z peronu i zamyka wejście na kłódkę. Musimy kupić bilety powrotne. To jest ciekawy temat. Nie mogliśmy kupić biletu powrotnego będąc w Pekinie. System został pomyślany w taki sposób aby maksymalnie utrudnić życie podróżującym i zniechęcić ich do przemieszczania. Otóż to bilety na pociąg można kupić (o ile oczywiście są dostępne, a nie jest to oczywiste) tylko na stacji z której się chce ruszyć. Dzięki temu jeżeli pociąg jedzie przez większe miasto, a my chcemy jechać dalej to trzeba kupić nowy bilet na dalszą część podróży. Pomijając już fakt że kolejka będzie na co najmniej godzinę to przeważnie biletów nie ma, więc trzeba czekać kilka dni. Daje to nieopisane możliwości wszelkiej maści pośrednikom, "biurom" i kombinatorom. Najpierw musimy więc kupić bilet powrotny. Na sali z kasami znajduje się jakieś siedem stanowisk. Kolejka spokojnie na godzinę. Stajemy. Przygotowujemy się do zakupu - rysujemy na kartce znaczek "Pekin" 京, obok zegarek z godziną o której chcemy pojechać i dzisiejszą datę. Na widok turystów Chinka za ladą wywraca tylko oczami. Pokazujemy na początek na palcach, że chcemy dwa bilety do Bejing. Pani stwierdza "yyyyyyeeeeeyy?", no to my jeszcze raz że dwa Bejing. Reakcja ta sama. To może zły akcent, próbujemy Beeejiing. Odpowiedź: "yyyyyyeeeeeyy?". Biejiiing, Beeeejing, Bejjjjing? Odpowiedź standardowa: "yyyyyyeeeeeyy?". Do jakiego miasta może chcieć pojechać dwoje turystów będąc o sto kilkadziesiąt kilometrów od stolicy której nazwa jest podobna do Bejing? Pokazujemy napisaną nazwę na karteczce. Pani z wyrazem totalnego niezrozumienia na twarzy stwierdza "yyyyyyeeeeeyy?". Uffff. No dobra, bierzemy przewodnik i pokazujemy znaczek w książce, a potem zdjęcie Tienanmen. "yyyyyyeeeeeyy?". Chińczyk zza nas zaczyna się wpychać żeby kupić bilet, który pani zaczyna mu już podawać. Szybko odlatuje do tyłu. Pani się zbuntowała - obsługujemy tylko Chińczyków. Macha głową że nic nie ma i pokazuje żebyśmy sobie już poszli. Bierzemy ją na przeczekanie. Po minucie bezczynności gdy tłumek za nami zaczyna się irytować pani nie mając wyboru rusza się po kogoś kto cokolwiek rozumie. Przychodzi przerażony kasjer, który bez problemu wie o co chodzi i w ciągu minuty sprawa zostaje rozwiązana. Straciliśmy drugi raz godzinę na zakup biletu w ciągu dwóch dni. Dobrze pomyślane.

W przewodnikach i na blogach znaleźliśmy informację że Chengde jest idealnym miejscem na kilkugodzinny wypad z Pekinu. Dlatego na noc planujemy powrót do stolicy. W mieście są dwa lub trzy kompleksy świątyń, które są warte obejrzenia. Wybieramy dwa z nich i szukamy taksówki która mogłaby nas zabrać do pierwszego z nich. Zatrzymujemy jedną pod dworcem i pokazujemy zdjęcie świątyni. Odjeżdża. Druga tak samo. Dopiero trzeci taksówkarz wie o co chodzi. Robimy szybko zdjęcie dworca aby wiedzieć gdzie wrócić i jedziemy.

Pierwszy z kompleksów ze Swiątynią Doktryny Potaraka jest kopią słynnej budowli Potala znajdującej się w Lassie. Chengde przeżywało okres rozkwitu pod koniec XVIII wieku gdy panował cesarz Qianlong. Zostało zniszczone podczas rewolucji kulturalnej, ale zostało odbudowane dzięki funduszom z UNESCO. Miasto jest znane z wielu replik budowli mniejszości narodowych, a ich wybudowanie miało na celu poprawienie samopoczucia wojsk, które stacjonowały w tym rejonie i tym samym zapewnienie ich lojalności wobec cesarza. Minęło południe i panuje koszmarny upał. Przez ozdobną bramę wchodzimy na teren kompleksu. Olbrzymia charakterystyczna ściana świątyni robi wrażenie pomimo tego że inwestycje od dawna omijają budowle. Czerwona farba schodzi ze ściany budynku. Widać że wysokie opłaty za wejściówki nie są przekazywane na utrzymanie zabudowań, ale władza ludowa przeznacza je na inne szczytne cele. Po schodach wchodzimy do świątyni mającej trzy kondygnacje. W środku znajduje się kilka wystaw, ale najbardziej interesujący jest sam budynek pomimo tego że sale wyglądają naprawdę kiepsko: odpadająca farba, grzyb na ścianach. Z ostatniego piętra można podziwiać widok okolicy, oraz z bliska złote dachy świątyni. Pięknie wyglądają setki chorągwi z mantrami zawieszone nad sceną umieszczoną na przedostatnim piętrze. Po salach kręcą się mnisi ubrani w pomarańczowe szaty. W tym miejscu wolno płynie czas. Kręcimy się po klasztorze i wracamy na parking pod kompleksem aby przejechać do mijanych po drodze z dworca świątyń.

Wiemy już że jeden dzień na zwiedzanie Chengde to za mało, szczególnie jeżeli trzeba do niego dojechać z Pekinu tego samego dnia. Samo miasto nie przedstawia sobą niczego ciekawego, a interesujące nas zabytki są zamykane o godzinie 18-00. Na zobaczenie świątyni, która została wybudowana aby upamiętnić zwycięstwo cesarza Qianlonga nad Mongołami, zostały nam tylko dwie godziny. Budowla jest znana z tego, że w jej środku znajduje się ponad dwudziesto metrowy posąg bogini miłosierdzia Guanyin wykonany z jednego kawałka drewna. Kupujemy kolejne bilety - zaskakująco drogie w porównaniu z wejściówkami do Zakazanego Miasta (około sześćdziesięciu złotych na głowę). U stóp świątyni zwanej Powszechnego Spokoju znajdują się ołtarze na których wierni palą kadzidła obracając się na cztery strony świata. Drewniany posąg jest faktycznie wysoki, ale niestety nie można wejść na antresolę aby zobaczyć figurę z góry. Wejściówka tylko dla Chińczyków w grupach zorganizowanych. Wchodzimy na wyższe tarasy budowli świątynnych skąd widać zabudowania dla mnichów. Identyczne dachy z równo ułożonych dachówek tworzą przyjemny widok. Kompleks jest bardzo kolorowy i pomimo tego, że część zabudowań jest widocznie porzucona to sprawia wrażenie ciągle wykorzystywanego. Na dole ostatnie grupy pielgrzymów modlą się paląc kadzidła, a grupy chińskich turystów chodzą wśród krzyków przewodników wzmacnianych głośnikami. W sklepach u podnóża świątyni nie udaje się nam znaleźć nic godnego zakupu, więc kierujemy się do wyjścia aby wrócić na dworzec.

Taksówki zatrzymują się przy głównej drodze jednak trzeba się porozumieć w sprawie miejsca transportu. Pierwszy taksówkarz nie próbuje podjąć konwersacji. Drugi nawet nie zwalnia. Trudny kraj. Trzeci chce, ale nie umie się porozumieć. "Train" - nic. Pokazujemy mu bilet - nic. Mówimy że Bejing - nic. Pokazujemy znaczek "Pekin" w przewodniku i znaczek "pociąg" - nic. Każemy mu zaczekać i szukamy zdjęcia na aparacie. Dopiero pokazanie fotki z dworcem daje zamierzony rezultat. Zmęczeni docieramy na dworzec. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt że odjazd pociągu jest za bagatela cztery godziny. Idziemy na targ. Wzdłuż głównej drogi za dworcem porozkładali towar handlarze. Warzywa, owoce, zabawki, ubrania, ryby, tutaj jest wszystko. Okoliczne budynki to obraz nędzy i rozpaczy. Niskie mieszkanka z których przez okna wiszą nieopisane ilości suszących się ubrań. Pod budynkami śmietnik, wszystko brudne i zapuszczone. Wzbudzamy niestety sensację, bo wszyscy których mijamy przypatrują się nam z zaciekawieniem. Próbujemy kupić trochę ubrań aby mieć co zostawiać po drodze, bo zakładamy że nie uda się nam załatwić prania, ale ceny proponowane przez sprzedawców za najgorsze szmaty są wyższe niż w galeriach handlowych w Europie za markowe ciuchy. Sprzedawcy traktują nas jak bankomat z którego można wyciągnąć pieniądze. Pozostaje nam wrócić na dworzec i wśród ciekawskich spojrzeń czekać na pociąg.

Po dojechaniu do Pekinu o czwartej nad ranem cieszymy się że nie musimy odstać w nowej kolejce do okienka numer szesnaście na dworcu w celu kupienia biletów do Pingyao. Zakupu dokonaliśmy rano gdy jechaliśmy do Chengde według chińskiego systemu zwanego "boczkiem-boczkiem". Jest to powszechnie stosowana przez miejscowych zasada w miejscach gdzie kasy nie są szczelnie obudowane balustradami. Zasada działa jak nazwa wskazuje - kolejka sobie, a zakup biletów obok sobie. Uznajemy że jak na kasie jest wielki napis "Foregin tourists" to powinniśmy kupić bez problemu. Trochę się sto osób w kolejce burzy że podchodzimy z boku, ale szybko uspokajają się bo kasjer bez zastrzeżeń sprzedaje nam bilety po tym jak pokazujemy napis. Posiadamy deficytowy produkt jaki są bilety więc jutro opuszczamy Pekin na dłuższy czas i ruszamy na południe Chin. Jedziemy do Tayiuan, a tam czeka nas zakup kolejnego biletu aby dojechać do Pinyao.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 19 komentarzy19 627 zdjęć627 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
27.10.2012 - 27.10.2012
 
 
10.10.2012 - 10.10.2012
 
 
22.08.2012 - 14.10.2012