Geoblog.pl    rafalsitarz    Podróże    Przyjemne podróżowanie po Chinach? Niemożliwe!    Tarasy ryżowe w Longsheng
Zwiń mapę
2012
07
sie

Tarasy ryżowe w Longsheng

 
Chiny
Chiny, Longsheng
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9598 km
 
Wczesnym rankiem zabieramy bagaże i ruszamy z dworca autobusowego w kierunku tarasów ryżowych w Longsheng. Nigdy nie wiadomo czy opłacony wcześniej transport przyjedzie, ale jak dotąd się nie zawiedliśmy. Z konieczności wykupiliśmy wycieczkę na tarasy, a nie sam przejazd, ale z powodu braku możliwości skomunikowania się (tudzież braku chęci ze strony bileterki) nie mieliśmy wyboru.

Po względnie niedługim (jak na Chiny oczywiście) czasie wracamy do Guilinu gdzie przesiadamy się do mniejszego busika i jedziemy dalej. Teraz od Longsheng dzieli nas około sto kilometrów, które pokonujemy w dwie godziny. Jako że jedziemy z wycieczką zorganizowaną nie ominą nas atrakcje w stylu „gościnne powitanie przybyszów przez kobiety z plemienia Yao”. Stajemy na parkingu przy drodze i kierowca kasuje po kilkadziesiąt dolarów od głowy za powyższą atrakcję. Odpuszczamy przedstawienie na rzecz przechadzki po zapuszczonych uliczkach mini wioski. Nad naszymi głowami, wśród suszących się kolb kukurydzy przechadzają się pokaźnej wielkości pająki i inne robactwo. Plemię Yao jest znane z tego że kobiety nie obcinają włosów i chowają je pod chustami. Gdy czekamy wielokrotnie pochodzą chcąc albo sprzedać nam miejscowe wyroby, lub zachęcając do zapłaty za zdjęcie z rozpuszczonymi włosami. Pewnie wielu ludzi płaci, ale my dziękujemy. Trzeba przyznać że ludzie są przyjaźni i uśmiechnięci, co kontrastuje z zachowaniem mieszkańców wielkich miast. Po godzinie oczekiwania nasza grupa wraca z magicznego pokazu i możemy jechać dalej. Zatrzymujemy się na parkingu i na to wygląda że dalej będziemy taszczyli nasz dobytek na plecach. Upał przekracza trzydzieści pięć stopni, gdy obładowani jak wielbłądy (na własne życzenie – po co było tyle kupować?) idziemy w kierunku bramy za którą rozpoczyna się droga prowadząca już bezpośrednio na tarasy ryżowe.

Wzdłuż drogi porozkładały się liczne stragany i zakłady rzemieślnicze. Wygląda to jak punkt z którego wyruszają karawany w którym można dokonać ostatnich zakupów. Oprócz tradycyjnych tkanin i tandetnych souvenirów można kupić świeżo opiłowane rogi bawołów i innych zwierzaków. Handlarze mogą je opiłować na miejscu na dowolną długość. Po co? Nie wiem, ale najwyraźniej są nabywcy na tego typu rarytasy. Mijamy licznie stojące przy drodze lektyki. Chińczycy chętnie z nich korzystają. Jeden pan na przodzie, drugi z tyłu i lekko podskakując ruszają z kolejnymi klientami w górę zbocza. Miejscowy serwis obejmuje także wnoszenie bagaży. Postanawiamy jednak trochę się wypocić, a po za tym to wstyd – nakupowaliśmy zabawek więc teraz musimy je nosić. Dochodzimy do punktu widokowego z barem i postanawiamy pożegnać się z naszą grupą. Odbijamy na strome zbocze wabieni strzałką sugerującą kierunek na guest house. Mamy cichą nadzieję, że widziane na zboczu domki będą oferowały nocleg. Droga nie jest bardzo długa, ale upał i bagaże nie ułatwiają nam życia. Gdy docieramy na górę to jedna ze zrobionych w Yangshuo woskowych figurek mających być naszymi podobiznami nie wytrzymuje próby trudów podróży i jej twarz rozpływa się po zderzeniu z szybką pudełka w którym jest zamknięta. Nikt jej nie obiecywał że będzie lekko. Po dotarciu na jedno z pomniejszych wzgórz okazuje się że wysokie trawy, które nas otaczały podczas wędrówki to ryż. Zbocza widziane z góry nabierają pięknych kolorów i kształtów. Drugi napotkany dom okazuje się być hostelem. Czysto, personel rozumieć angielski. Można wybrać opcję standard i lux, które się różnią istnieniem lub brakiem okna. Jak szaleć to szaleć niech będzie okno. Budynek został zbudowany według starych zasad i przy wykorzystaniu naturalnych surowców. Całość powstała z drewna i bambusowych pędów. Podłoga przy każdym kroku ugina się o kilka centymetrów, a przez ściany słychać każdy nawet najcichszy szept. Dlatego też nad wejściem do hostelu wisi kartka z zakazem rozmów po godzinie 22-00. Fajne miejsce. Szkoda że nie mamy więcej czasu aby zostać w nim więcej dni.

Tarasy Longsheng – Tarasy Ryżowe Grzbietu Smoka są utrzymywane z powodów prestiżowych, oraz dla licznie odwiedzających je turystów. Sama uprawa ryżu jest ze względów ekonomicznych w tym przypadku nieopłacalna. Planujemy spędzić kilka godzin chodząc pomiędzy wzgórzami ciesząc się widokami. Bezwzględnie trzeba przyznać że widoki są przepiękne i warte nawet podróży z Pekinu. Zieleń tarasów mieni się we wszystkich odcieniach. Chodząc wąskimi ścieżkami będąc co pewien czas spychanymi przez ryksze z uśmiechniętymi od ucha do ucha spoconymi Chińczykami spędzamy na wędrówkach cały dzień. Tarasy ryżowe to zdecydowanie pozycja z gatunku „must see”.

Wioska w której mieszkamy zachowała pomimo częstych wizyt turystów swój charakter. Wszystkie domy są zbudowane z drewna, a część z nim przy zboczach na wysokich palach mających je ochronić przez osuwającą się ziemią. Dróżki są wyłożone kamieniami, ale gdy wieczorem wychodzimy z hotelu aby znaleźć masaż musimy zawrócić z powodu braku jakiegokolwiek oświetlenia. Z nastaniem ciemności wioska zasypia.

Nad ranem, przed wschodem słońca wspinamy się po śliskich kamieniach na jeden z tarasów, który uznaliśmy za najlepszy punk widokowy, aby podziwiać słynny wschód słońca. Już wcześnie rano na polach pracują mieszkańcy wioski pilnując upraw. Turystów brak, dzięki czemu jest cicho i spokojnie. Wschód słońca, jak to wschód w sumie nie zaskakuje niczym specjalnym. Prawdopodobnie sprawa wygląda zupełnie inaczej w zimie i na jesieni, gdy półki na których rośnie ryż są zalane wodą w której odbijają się pierwsze promienie słońca.

Z żalem opuszczamy tarasy ryżowe. Schodzimy z bagażami do punktu gdzie wcześniej dowiózł nas autokar. Chcemy wrócić do Pekinu, aby następnie pojechać do wiszących klasztorów w Datong. Najprostszym sposobem jest podróż autobusem do Guilin, a tam przesiadka w pociąg i jazda w na północ. Na szczęście w Guilin udaje się nam kupić bilet w wagonie sypialnym, tak więc po kilku godzinach czekania na odjazd, ruszamy w miarę komfortowych warunkach do Pekinu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
alangrom
alangrom - 2012-08-08 00:07
Chyba pierwszy raz widzę na Geoblogu wpis dotyczący Azji napisany z krytycyzmem i zdrowym rozsądkiem, bez bałwochwalstwa i ślepego zachwytu "egzotyką."
Dla mnie brud, niesolidność, chciwość i niekumatość, dziwne podejście do otoczenia i ludzi brak szacunku dla przyrody, powstrzymują mnie od jakichkolwiek planów jechania w takie kierunki.
A gryps "turysto-bankomat" kupuję i będę używać.
 
Arleta
Arleta - 2012-08-17 18:07
dzięki za opis! zdecydowałam zmienić swoja trasę i za kilka dni odwiedzę to miejsce!! powodzenia w dalszej wyprawie
 
mirka66
mirka66 - 2012-08-24 16:28
Piekne zdjecia.Rewelacja.
 
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 19 komentarzy19 627 zdjęć627 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
27.10.2012 - 27.10.2012
 
 
10.10.2012 - 10.10.2012
 
 
22.08.2012 - 14.10.2012